reklama
reklama

Czterodniowy tydzień pracy wkracza do Polski. To możliwe nawet w branży produkcyjnej!

Opublikowano: Aktualizacja: 
Autor: | Zdjęcie: Archiwum B. Skowron-Mielnik

Czterodniowy tydzień pracy wkracza do Polski. To możliwe nawet w branży produkcyjnej! - Zdjęcie główne

Coraz więcej firm eksperymentuje ze skróceniem czasu pracy, by zadbać o dobrostan pracowników - mówi prof. Beata Skowron-Mielnik z Uniwersytetu Ekonomicznego w Poznaniu. | foto Archiwum B. Skowron-Mielnik

reklama
Udostępnij na:
Facebook

Przeczytaj również:

WiadomościO polskiej firmie produkcyjnej, która wprowadza czterodniowy tydzień pracy oraz o zaletach i wadach tego rozwiązania z prof. Beatą Skowron-Mielnik, specjalistką od zarządzania zasobami ludzkimi i czasu pracy z Uniwersytetu Ekonomicznego w Poznaniu, rozmawia Paulina Jęczmionka-Majchrzak.
reklama

Herbapol Poznań zapowiedział, że od 2025 roku wprowadzi dla wszystkich pracowników czterodniowy tydzień pracy. Czyli jednak – wbrew temu, co powtarza wielu pracodawców i ekspertów – da się i to w branży produkcyjnej?

Tak i nie jest to pierwszy przykład na światowym, europejskim i polskim rynku. Polska firma Tradedoubler rozpoczęła eksperyment z sześciogodzinnym dniem pracy już w 2019 r. Rzeczywiście jednak do tej pory pojawiały się przede wszystkim firmy z branży usług IT. Produkcja wydaje się trudniejszym obszarem.

Dlaczego?

Skrócenie czasu pracy jest największym wyzwaniem w tych branżach, które muszą zachować ciągłość  działania, np. procesu produkcyjnego lub świadczenia usług, przez 24 godziny na dobę siedem dni w tygodniu. Mowa np. o taśmie produkcyjnej, ale i o opiece medycznej czy energetyce. Skrócenie czasu pracy jest w tych branżach możliwe, ale wiąże się z dużo wyższymi kosztami wynikającymi np. z konieczności zatrudnienia nowych osób. Z drugiej jednak strony, często okazuje się, że także w przemyśle czy produkcji – jeśli nie wymagają całodobowej ciągłości – da się znaleźć rezerwy czasowe, czyli taki margines czasu nieprzeznaczanego stricte na pracę, który można skrócić i utrzymać efektywność.

reklama

Jak ma rozwiązać to właściciel piekarni, który ma wyliczone, że jego pięcioosobowa załoga musi pracować 200 roboczogodzin, żeby biznes się opłacał?

Jeśli rzeczywiście potrzebuje 200-stu roboczogodzin (co należałoby dokładnie zweryfikować), to skracając czas pracy załogi, będzie musiał zatrudnić więcej osób. Może również zdecydować o zmniejszeniu produkcji. Innych wyjść nie ma.

Pracodawca zapyta: kto ma za to zapłacić? On, pracownik, państwo?

Partycypacja pracownika w kosztach pracodawcy, czyli częściowe obniżenie wynagrodzenia, sprawdza się raczej tylko w sytuacjach kryzysu ekonomicznego, gdy jest ratunkiem przed zwolnieniami. Natomiast we wszystkich krajach (m.in. Francji, Islandii, Wielkiej Brytanii czy obecnie Hiszpanii), w których do tej pory eksperymentowano lub już wprowadzano odgórnie skrócony czas pracy, duży wkład miało państwo. Angażowało się finansowo już na etapie szeroko zakrojonego, powszechnego eksperymentu, który miał na celu dogłębne sprawdzenie pomysłu i sytuacji na rynku. Bez tej pomocy wiele firm nawet nie chciało brać udziału w teście skracania czasu pracy. Jest też jednak trzecie, dość popularne rozwiązanie.

reklama

Jakie?

Firmy sprawdzają swój sposób i system pracy, szukając rezerw czasowych. Często okazuje się, że pracownicy tracą czas na źle zorganizowanych zebraniach, niepotrzebnych, odgórnie ustalonych spotkaniach czy wyjazdach, przerwach na kawę. Jeśli się to ograniczy, praca może być krótsza, ale bardziej intensywna. Z pomocą przychodzi automatyzacja i sztuczna inteligencja.

Z jakich powodów pracodawcy chcą skracać czas pracy? Herbapol Poznań przekonuje, że jego sytuacja finansowa poprawia się z roku na rok, więc chce podzielić się sukcesem z pracownikami. 

Dobrostan pracowników jest główną motywacją. Coraz więcej mówi się o dążeniu do bardziej sprawiedliwego podziału czasu pomiędzy życie prywatne i zawodowe, unikaniu wypalenia zawodowego, konieczności regularnego odpoczynku. Badania pokazują, że tak traktowani pracownicy są bardziej lojalni i lepiej funkcjonują w organizacji. Pracodawcy upatrują też w tym możliwości poprawy swojego wizerunku i pozyskania nowych pracowników. Aspekt społeczny jest wiodącym motywatorem decyzji o skracaniu czasu pracy.

reklama

Ziszcza się wizja Jasona Hickela, autora książki „Mniej znaczy lepiej”, o odejściu od nastawienia na ciągłe zyski i wzrost gospodarczy?

Na pewno jest to coraz popularniejsze spojrzenie. Będą jednak istniały podmioty gospodarcze, dla których skrócenie czasu pracy będzie na tyle trudne, że zagrozi ich przetrwaniu, a już na pewno pogrąży bez wsparcia państwa. Jeśli pozostawi się im dowolność, będą musiały zrobić analizę zysków i strat, bo mogą okazać się nieatrakcyjne dla pracowników. Trzeba też jednak uważać na zagrożenia pojawiające się wraz z nieprzemyślanym i niedojrzałym skracaniem czasu pracy. Obserwacje z innych krajów przynoszą wniosek, że bez odpowiedniego przygotowania, zaplanowania, wprowadzenia idei ograniczenia pracy do kultury organizacji, czyli przygotowania też samego pracownika, w firmach obserwuje się trzy rodzaje pułapek społecznych.

Jakich?

Po pierwsze, jeśli ktoś pracował intensywnie już do tej pory, to po skróceniu czasu pracy intensyfikacja będzie zbyt duża, co odbije się na jego zdrowiu i dobrostanie. Po drugie, krótsza praca będzie tylko pozorna, jeśli pracownicy będą mieli nadmiar obowiązków i zaczną zabierać je do domu. W efekcie będą pracować po godzinach albo w dzień wolny, czując się zobowiązani wobec pracodawcy. Zarówno przełożeni, jak i sami pracownicy muszą dojrzeć do tego, by pozwolić sobie pracować mniej. I po trzecie, zachodzi ryzyko nierównego traktowania pracowników, jeśli nie ma ogólnokrajowych rozwiązań prawnych. Mogą pojawić się zakusy, by skracać czas pracy osobom na mniej ważnych stanowiskach i zawodach. Kluczem do sukcesu tych działań wydaje się więc realna gotowość i przyzwolenie zarówno ze strony pracodawcy, jak i pracownika.

Czy trend dążący do tego, byśmy pracowali mniej, utrzyma się?

Wszystko wskazuje na to, że tak. Wizja skracania czasu pracy jest w ekonomii obecna od bardzo dawna. Dopiero teraz jednak doszliśmy do takiego poziomu rozwoju technologicznego i społecznego, że możemy próbować ją realizować.

Rozmawiała Paulina Jęczmionka-Majchrzak.

reklama
reklama
Artykuł pochodzi z portalu lublin24.pl. Kliknij tutaj, aby tam przejść.
Udostępnij na:
Facebook
wróć na stronę główną

ZALOGUJ SIĘ - Twoje komentarze będą wyróżnione oraz uzyskasz dostęp do materiałów PREMIUM.

e-mail
hasło

Nie masz konta? ZAREJESTRUJ SIĘ Zapomniałeś hasła? ODZYSKAJ JE

reklama
Komentarze (0)

Wysyłając komentarz akceptujesz regulamin serwisu. Zgodnie z art. 24 ust. 1 pkt 3 i 4 ustawy o ochronie danych osobowych, podanie danych jest dobrowolne, Użytkownikowi przysługuje prawo dostępu do treści swoich danych i ich poprawiania. Jak to zrobić dowiesz się w zakładce polityka prywatności.

Wczytywanie komentarzy
reklama